Socjalistyczna ekonomia

PRL-owska gospodarka pełna była niedoborów i absurdów gospodarczych. Problemy z aprowizacją są cechą charakterystyczną całego okresu. Oficjalne ceny ustalane centralnie przez władze niewiele wspólnego miały z realną sytuacją gospodarczą i zniekształcały obraz rzeczywistości. Węgiel, produkowany w Polsce na masową skalę, był tak tani, że opłacalne stawało się spalanie go w olbrzymich ilościach i tworzenie w szklarniach warunków równikowych dla roślin tropikalnych. Nieefektywność sektora państwowego stwarzała idealne warunki do rozwoju alternatywnego, czarnego rynku dostarczającego dobra niedostępne lub deficytowe w oficjalnym obiegu. Sposoby działania i struktury wykształcone podczas okresu wojennego ewoluowały wraz ze zmianami potrzeb konsumentów i intensywnością represji ze strony władz.

W systemie centralnego planowania poziom cen zależał od decyzji partii. Podnoszenie ich było bardzo niepopularną decyzją, której politycy unikali; podwyżki płac- odwrotnie. Ich poziom był też kluczowy dla obywateli. Strajkujący robotnicy w pierwszej kolejności nie żądali uwolnienia rynku i pozwolenia na prywatną produkcję, ale obniżenia cen i podniesienia płac. Problematyczność podwyżek sprawiała, że nie były one podejmowane tak często jak powinny, przez co ceny nie odzwierciedlały ciągle zmieniającej się, rzeczywistej sytuacji rynkowej. Skutkowało to permanentnym stanem nadwyżki wielkości popytu nad podażą. Ludzie mieli środki na zakupy, lecz jedyne, na co mogli je wykorzystać to powszechnie dostępny ocet. Czarny rynek znajdował sposoby na dostarczenie deficytowych dóbr, jednak wymagane na nim ceny wielokrotnie przewyższały te sklepowe.

Nieefektywność państwa dało się zaobserwować nie tylko przy dostarczaniu dóbr do klientów, ale też na wszystkich poprzednich etapach produkcji. Problem pojawiał się zwłaszcza gdy możliwość spełnienia centralnie ustalonego planu przez jedno przedsiębiorstwo państwowe zależała od dostaw z innych, których dostawy były zazwyczaj niepewne i niskiej jakości. Niektóre przedsiębiorstwa, w celu utrzymania przewidywanej produkcji pozyskiwały półprodukty i materiały ze znacznie pewniejszego czarnego rynku, nie wykazując zbytniego zainteresowania źródłem ich pochodzenia. Handel ten często przebiegał w formie barteru, w którym przedsiębiorstwo państwowe zamieniało drogie w wolnym obiegu dobra na niezbędne do produkcji części i materiały.

Nieskuteczność walki ze spekulantami

Słowo spekulacja odnosi się dziś do wąskiego zakresu działalności, ale PRL-owskie władze nazywały tak każdą nielegalną inicjatywę gospodarczą. Walka z nią odbywała się w okresie socjalizmu ze zmienną intensywnością. Spekulanci, prywaciarze i malwersanci służyli jako kozioł ofiarny. Gdy pojawiały się problemy z aprowizacją, działania czarnorynkowe były dla władzy wygodnym uzasadnieniem oddalającym od niej odpowiedzialność za problemy. Opinia publiczna nie zawsze wierzyła w taki obraz sprawy. Spojrzenie obywateli na spekulantów różniło się w zależności od wielu czynników, w tym najważniejszego – skali działalności. Działający na niemalże przemysłową skalę właściciele wielkich przedsiębiorstw czy ludzie wykorzystujący kontakty polityczne do czerpania zysków w oczach obywateli rzeczywiście byli wrogami dobra publicznego, inaczej jednak miała się rzecz z drobnymi spekulantami, których liczba była znacznie większa. Duża część czarnorynkowych handlarzy traktowała działalność jako dodatkowy dochód, pozwalający im i ich rodzinie się utrzymać. W takiej sytuacji spojrzenie zwykłych ludzi było raczej przychylne.

Władze starały się zebrać poparcie dla swojej antyspekulacyjnej polityki dzięki rozwiniętym narzędziom propagandowym. Gazety pokazywały czarny rynek jako główny powód niedoborów i obrazowo opisywały sukcesy przedstawicieli władz w walce z przestępcami gospodarczymi. Jako że codzienne kontrole nie były tak spektakularne, organizowano wielkie akcje, mające na celu ujawnić jak najwięcej spekulantów w krótkim czasie. Ich efektywność była niższa niż codziennych kontroli i standardowych działań, lecz znacznie lepiej prezentowała się w nagłówkach gazet. Władzom zależało na tym, by w „polowaniu” na spekulantów jak największy udział miała klasa robotnicza, by pokazać, że nie jest to odgórnie sterowany proces, ale efekt poruszenia i gniewu uczciwych pracowników. Jednym ze sposobów karania spekulantów było umieszczanie w gazetach informacji o popełnionych przez nich przestępstwach. Przedstawiciele odpowiednich organów spodziewali się, że osoby w ten sposób napiętnowane zostaną wykluczone społecznie i poddane ostracyzmowi, co utrudni im wznowienie działalności i zniechęci potencjalnych spekulantów wchodzących na rynek. Nie miało to jednak aż tak silnego wpływu na ducha walki z czarnym rynkiem, za to udowadniało śmieszność działań państwa. Chwalenie się w gazetach złapaniem człowieka sprzedającego własnoręcznie zrobione drewniane zabawki i pokazywanie go oraz jemu podobnych ludzi jako wrogów społeczeństwa tylko obracało ludzi przeciwko władzy i zmniejszało poparcie dla akcji antyspekulacyjnych. Innym czynnikiem zniechęcającym społeczeństwo był brak obiecanej przez partię korelacji między walką z czarnym rynkiem a poprawą aprowizacji.

Walka ze spekulantami, mimo że przez władze uważana za priorytet często spotykała się z brakiem przekonania i oporem zarówno ze strony obywateli, jak i sędziów. Głównym czynnikiem sprawiającym, że ludzie szanowali czarnorynkowych handlarzy było to, że sprawnie dostarczali oni produkty niedostępne w państwowych sklepach. Zdarzały się sytuacje, w których obywatele bronili spekulantów, chociażby dlatego, że byli oni jedynym dostawcą dobrego chleba w okolicy. Sędziowie mieli problem z osądzaniem spekulantów, widząc kim dokładnie oni są – bardzo często biednymi ludźmi zajmującymi się handlem, by wyżywić rodzinę. Władze za spekulacje przewidywały często wysokie kary – olbrzymie opłaty, więzienie i obozy pracy, ale sędziowie starali się w miarę możliwości ograniczać ich dotkliwość. Doszło do takiego stopnia tego procederu, że władze centralne zaczęły prowadzić statystyki dotyczące liczby spraw i poważnych kar w każdym okręgu sądowym chcąc zmotywować je do nadawania wyższych kar. Nie przyniosło to zamierzonych skutków i sędziowie nadal często stawali po stronie przedstawicieli czarnego rynku.

Pobłażliwość sędziów często była jednak wykorzystywana. Gdy w domu znaleziony został przez służby sprzęt do destylacji alkoholu lub ilości towarów znacznie przekraczający normy własnych potrzeb często winę na siebie brali starcy, dla których kary zwykle były mniejsze i ograniczały się do grzywien.

Warto też wspomnieć o zawiłych sieciach kontaktów między przedstawicielami czarnego rynku a władzami, w tym milicją. Te powiązania były widoczne zwłaszcza na wsiach, gdzie praca organów walczących ze spekulacją była wyjątkowo trudna. Od przedstawicieli sił porządkowych przełożeni wymagali skuteczności w zwalczaniu czarnorynkowych tendencji wyrażonej przez konkretną liczbę udaremnionych przestępstw. Jednocześnie milicjanci byli zwykle powiązani siecią prywatnych kontaktów z samym przestępcom lub jego rodziną. Często stosowano w tej sytuacji pobłażliwość; kontrole przeprowadzane przez komisje centralne odwiedzające wsie wyjawiały wiele nieprawidłowości, których służby lokalne nie zgłaszały. Niektórzy milicjanci stosowali rozwiązanie pośrednie – zgłaszanie nielegalnej działalności, ale celowe zaniedbywanie zbierania dowodów, tak by po trafieniu do sądu sprawa była oddalona lub została wymierzona minimalna kara.

Aprowizacja mięsna

Podstawowy poziom życia, rozumiany jako brak śmierci z głodu, zapewniony był wszystkim obywatelom socjalistycznej Polski. Nie interesowało ich jednak jedynie to, że jedzenie jest, ale też typ pożywienia. Dzięki stanowi rzadkości, występującemu z krótkimi przerwami przez kilka dekad, specjalny status zyskało mięso i jego przetwory. Dostępność mięsa była nie tylko wskaźnikiem, którego ekipa rządząca używała do ewaluacji sytuacji gospodarczej, ale też pryzmatem, przez który obywatele oceniali jej działania. Mięso było wskaźnikiem statusu społecznego, co sprawiało, że ludzie chętnie płacili za nie wielokrotnie więcej niż wynosiły centralnie ustalone ceny. Ta dychotomia stwarzała silne bodźce ekonomiczne do nielegalnej sprzedaży wyrobów.

Władze zakładały, że aprowizacja w mięso odbywać się będzie poprzez łańcuch dostaw zaczynający się w gospodarstwie rolnym od którego pośrednik skupował mięso, które następnie sprzedawał sklepom detalicznym, w których zaopatrywali się klienci. Na każdym etapie transakcje przeprowadzane były po z góry ustalonych cenach. Do zakupu mięsa, przez część okresu PRL-u, potrzebne były kartki przyznawane, by zapewnić każdemu obywatelowi równy dostęp do wyrobów. Nadużycie, kradzieże i malwersacje odbywały się na każdym etapie opisanego procesu.

Chłopi często nie raportowali pełnej produkcji, wykorzystując nadwyżkę dla własnych potrzeb lub sprzedając ją „na boku”. Towar znikał też często w przedsiębiorstwach pośredniczych. Powszechnym procederem było dostarczanie do sklepu jedynie pieniędzy i faktur za mięso, tak by wyglądało jakby całość została sprzedana, a następnie dystrybuowanie go na własną rękę.

W sklepach dochodziło to wszelkiego rodzaju naciągnięć prawa. Olbrzymią władzę w społeczności dzierżył sprzedawca stojący za kasą, mogący odłożyć sobie lub bliskim część towaru oraz sprzedać deficytowy towar „spod lady”. Same kartki również stawały się obiektem nadużyć, ludzie zamieniali się nimi, sprzedawali i tworzyli podróbki. Obsługujący sklep nie mieli bodźców do sprawdzania ich wiarygodności, więc presja na jakość nie była aż tak wysoka.

Handel alkoholem

Mimo, że nieoficjalny handel odbywał się wszystkimi rodzajami dóbr, jedno z nich miało wyjątkowo silną i stabilną pozycję przez cały okres PRL-u – alkohol, a zwłaszcza pędzony w domach bimber. Polska tradycja bimbrownicza sięga znacznie głębiej niż epoka socjalistyczna, pędzono go i pito znacznie wcześniej. Państwowy monopol nie był w stanie zapewnić zaopatrzenia w alkohole spełniającego wysokie potrzeby konsumpcyjne obywateli, toteż prywatne inicjatywy starały się ten brak uzupełnić domową produkcją. Jako że przychody ze sprzedaży alkoholu były ważną częścią budżetu państwa, sprzedaż własnego alkoholu i zmniejszane przychodów do budżetu przez niektórych postrzegane było jako akt patriotyzmu. Najważniejszymi parametrami interesującymi nabywców była cena i moc trunku, co skierowało zainteresowanie obywateli ku bimbrowi – mocnemu alkoholowi mogącemu być tanio i skrycie produkowanemu w domowej piwnicy.

Dużym problemem dla konsumentów były ograniczenia handlu mające na celu walkę z alkoholizmem np. zakaz sprzedaży alkoholu w określonych godzinach. Tutaj rynek wykształcił instytucje „melin” – miejsc, w których, często zakupiony w państwowych sklepach alkohol, można było bezproblemowo nabyć o dowolnej porze dnia czy nocy.

Państwo przeznaczało część zapasów alkoholu na specjalne okazje, takie jak wesela czy urodziny. Obywatel, który zgłosił się z dowodem takiego zdarzenie mógł otrzymać dodatkowy przydział trunków. Systemem był często nadużywany, przykładowo poprzez wielokrotnie zbieranie alkoholu na jedno wydarzenie. Zdarzało się nawet, że para ludzi specjalnie zgłaszała się do urzędu cywilnego udając intencję zawarcia małżeństwa tylko po to, by zdobyć od państwa dodatkową wódkę.

Spekulacja paliwem

Ciekawym przypadkiem czarnego rynku jest ten, na którym kupowana i sprzedawana była benzyna. Tutaj, zupełnie inaczej niż na innych rynkach, cena oferowana przez nieoficjalnych sprzedawców  była niższa niż państwowa, a dostawy paliwa często wystarczające by pokryć popyt – zwłaszcza, że średnia liczba posiadanych na rodzinę samochodów była niewielka. Łatwość z jaką możliwe było wyprowadzenie paliwa z państwowego obiegu i następnie sprzedaż sprawiła jednak, że stało się to standardowym procederem, zwłaszcza wśród kierowców w państwowych przedsiębiorstwach. Ilość paliwa im przypadająca zależała od przejechanej trasy, raportowali oni więc zawyżone wartości i manipulowali liczniki, a nadwyżkowe paliwo dystrybuowali na czarnym rynku, żądając mniej niż państwowe stacje, ale nadal na tym zarabiając. Sytuacja czasami była tak absurdalna, że taksówkarzom nie opłacało się wykonywać prawdziwych kursów. Mogli się oni godnie utrzymać z samych zysków ze spekulacji paliwem.

Nieefektywność socjalizmu

System centralnego planowania zawiódł w Polsce; dla wielu ekonomistów nie było to niespodzianką. W gospodarce kapitalistycznej ceny, a co za tym idzie wielkości produkcji i zakupów ustalane są na podstawie gry rynkowej w której konsumenci wybierają dobra najlepiej spełniające ich potrzeby a producenci starają się wytwarzać odpowiednie produkty w najbardziej efektywny sposób. Skutkiem tego procesu są ceny które odzwierciedlają potrzeby gospodarki oraz jej możliwości produkcyjne. System cenowy przekazuje wszystkim uczestnikom rynku przydatna informacje, mówi o względnej rzadkości i wartości dobra. Pozwala on konsumentom wybrać najtańszy zestaw dóbr najlepiej spełniający ich potrzeby, a producentom najoptymalniejszą kosztowo metodę produkcji. W sytuacji, kiedy tak przydatnego systemu transferu informacji brakuje, okazuje się, że centralny planista nie jest w stanie stwierdzić, jakie ilości dóbr produkować ani w jaki sposób to robić.

Podsumowanie

Walka ze spekulacją trwała kilka dekad, nie przynosząc zadowalających skutków. Większe kary nie były w stanie zniechęcić przedsiębiorczych obywateli, a lepsze metody kontroli skutkowały bardziej wyrafinowanymi praktykami handlu na czarnym rynku. Władze późno zauważyły, że to nie spekulacja powoduje braki towarów i problemy aprowizacyjne, lecz odwrotnie. Najlepszym lekarstwem na spekulantów, którzy korzystali na niezdolności państwa do spełnieniu potrzeb obywateli oraz nierealnym systemie cen było zapewnienie obywatelom wygodnego i sprawnie działającego systemu zdobywania towarów. W dzisiejszych czasach, czarnorynkowy handel stanowi marginalną część gospodarki właśnie dzięki temu, że aby zdobyć mięso nie wymagane są ani kartki, ani długie postoje w kolejkach.

Piotr Glinicki

Bibliografia

  • Tylnymi drzwiami Czarny rynek w Polsce 1944-1989, Jerzy Kochanowski
  • Transformacja postkomunistyczna Studium przypadku zmian instytucjonalnych, Jan Winiecki
  • Planowany Chaos, Ludwig von Mises

© Fot. Zenon Zyburtowicz/FOTONOVA

Leave a Reply